Czy kryzys w małżeństwie oznacza koniec?
25 sierpnia mieliśmy rocznicę ślubu. Jesteśmy małżeństwem od 6 lat.
Pierwsza rocznica ślubu była dla mnie najtrudniejsza. Mimo tego, że przed ślubem byliśmy ze sobą 5 lat, to – klasycznie: nowy członek rodziny zmienił w naszym życiu wszystko. W dzień pierwszej rocznicy długo szukałam w głowie słów, które będą ciepłe, miłe, i jednocześnie szczere. Znalazłam. Myślę, że było warto, w tym roku ten problem zupełnie już nie istnieje.
W trakcie tych 6 lat powodów do rozwodu znaleźlibyśmy spokojnie kilka. Słowo rozwód padało w naszych najtrudniejszych rozmowach nieraz…
Nasz znajomy terapeuta twierdzi, że ludzie zahaczają się na swoich brakach, trudnościach, i to zahaczenie trzyma ich razem przez życie, aż coś innego nie pęknie albo dopóki ktoś z pary nie zaleczy swojego braku, bo wtedy przestaje potrzebować tej drugiej osoby. Jestem raczej sceptyczna wobec tej teorii, ale nawet jeśli jest tam ziarno prawdy, to my z Rafałem rozpoznaliśmy swoje haki, i mimo tego, że oboje zmieniliśmy się jako osoby i jako partnerzy, nadal chcemy ze sobą być.
Nie dlatego, że nie umiemy bez siebie żyć, ale właśnie mimo tego, że każde z nas umiałoby żyć osobno, wybieramy bycie razem, bo widzimy w tym większą wartość.
Razem możemy więcej niż każde z nas z osobna – zarówno jako rodzice, jak i naukowcy, psychologowie praktycy, trenerzy inteligencji emocjonalnej.
Mamy ponazywane różnice w naszych wartościach (oczywiście zgodnie z metodologią naszego treningu IE) i choć to trudne, to nauczyliśmy się je szanować i dogadywać ponad tymi różnicami.

Jak nauczyliśmy się ufać sobie i wspólnie podejmować decyzje?
Nad sobą i nad naszym związkiem pracujemy każdego dnia. Czasem robimy krok w tył, czasem kilka razy w ciągu dnia rozwodzę się z Rafałem w swoich myślach ale ostatecznie zawsze sprawdzam najpierw ze sobą – o co mi chodzi, czego potrzebuję i do czego dążę, a później z nim – czego on potrzebuje, do czego dąży, i czy w tych dążeniach możemy iść jednak razem. Zazwyczaj spotykamy się z powrotem na wspólnym szlaku bardzo szybko. Czasami musimy na siebie poczekać, czasami się po siebie wrócić, czasami zaciągnąć się na siłę… Często musimy przedyskutować, którędy idziemy, i czasami każde z nas świadomie oddaje przewodnictwo drugiej osobie. Bardzo pomaga w tym znajomość swoich mocnych stron – i tutaj różnice niezwykle nas ubogacają. Wiemy, kiedy komu bardziej zaufać, ale nawet jeśli aktualny przewodnik lub przewodniczka popełni błąd, umiemy z wyrozumiałością sobie wybaczyć. Umiemy też się brzydko pokłócić, bo przecież ostatecznie jesteśmy tylko ludźmi.
Czasami śmiejemy się, że połączyło nas zamiłowanie do psychologii poznawczej , a konkretniej do pamięci roboczej , a o mały włos nie rozstalibyśmy się przez pracę nad inteligencją emocjonalną
. Na szczęście oboje mieliśmy na tyle dojrzałości i gotowości do skorzystania z treści, które sami tworzymy, wspierając ludzi w rozwoju ich świadomości emocjonalnej.
Trudności nie oznaczają złego dopasowania
Dlaczego Ci o tym opowiadam
żeby powiedzieć, że trudności z relacjach nie świadczą o tym, że jesteście źle dobrani;
żeby dać świadectwo, że ponad wieloma różnicami – także w wartościach (!) można się dogadać – trzeba tylko (albo aż) wiedzieć jak;
żeby pokazać, że tak, jak nie każda myśl samobójcza kończy się śmiercią, tak nie każda myśl o rozwodzie musi do niego prowadzić. Trzeba ją natomiast potraktować bardzo na serio i odważyć się na wizje różnych scenariuszy, żeby dobrze podjąć decyzję, co dalej robić
żeby dać świadectwo, że praca nad swoimi emocjami ma sens, i że na rozwój inteligencji emocjonalnej nigdy nie jest za późno, i że zawsze warto to robić, niezależnie od tego, od czego zaczynamy, i dokąd ostatecznie dojdziemy.
[choć nie mam zwyczaju robić tego publicznie, to może to się okazać dla kogoś inspirujące:] żeby wyrazić wdzięczność Rafałowi, że mimo tych wszystkich (także jego) trudności wykonał swój kawałek pracy nad sobą, i że dalej możemy budować większe dobro