Lęk przed śmiercią to jedno z najbardziej pierwotnych i uniwersalnych doświadczeń, jakie towarzyszą człowiekowi. Nie ma w nim nic dziwnego – w końcu śmierć to jedyna pewność w naszym życiu, która jednocześnie pozostaje jego największą tajemnicą. To właśnie jej nieuchronność sprawia, że sama myśl o niej potrafi być paraliżująca. Ale jak żyć z lękiem przed śmiercią, skoro może on pojawić się nagle, w środku zwykłej codzienności?
Jak objawia się lęk przed śmiercią na co dzień?
Wyobraź sobie, że wypełniasz rutynowy dokument – np. wniosek o delegację. Zwykła czynność. I nagle zatrzymujesz wzrok na rubryce „osoba do kontaktu na wypadek śmierci”. Tak właśnie było w moim przypadku. Poczułam nagły chłód – jakby coś przeniknęło moje ciało. Zwykły dzień zmienił się w przypomnienie o kruchości istnienia.
Przez chwilę czytałam o swojej potencjalnej śmierci, czując niepokój. A przecież już niedługo miałam wyjechać na staż do Berlina – rozwijać się, czerpać z życia. Tymczasem w jednej sekundzie wszystko stanęło pod znakiem zapytania. Pytanie „co jeśli umrę?” przestało być abstrakcją. Co z bliskimi, którzy zostaną?
Dlaczego odpychanie myśli o śmierci tylko nasila lęk?
W codziennym życiu zwykle odsuwamy lęk przed śmiercią, unikamy myśli o przemijaniu. Ale to strategia, która działa tylko na krótką metę. Jak zauważa Philip Pullman w powieści „Bursztynowa luneta”, każdy z nas przez całe życie nosi swoją śmierć tuż obok siebie. Im bardziej ją wypieramy, tym mocniej powraca – w drobnych momentach codzienności: kropli rosy, filiżance herbaty, podmuchu wiatru.
Czy można oswoić lęk przed śmiercią?
Pullman proponuje odważne podejście – zaprzyjaźnić się ze swoją śmiercią. Brzmi niepokojąco? A jednak, jeśli potraktujemy śmierć z szacunkiem, przestaje być przerażającym cieniem. Zaczyna nas uczyć, że każda chwila ma znaczenie. Może więc zamiast uciekać, warto współpracować z tą świadomością?

Podobną refleksję niesie książka dla dzieci „Gęś, śmierć i tulipan” Wolfa Erlbrucha. Pokazuje delikatną, pełną szacunku relację między gęsią a śmiercią, która staje się jej cichą towarzyszką. Bez dramatyzmu, bez lęku – tylko obecność, akceptacja i… nawet odrobina humoru.

Jak lęk przed śmiercią może stać się źródłem siły?
Moje doświadczenie z dokumentem delegacyjnym przypomniało mi coś ważnego – wdzięczność za życie. Paradoksalnie, świadomość śmierci może budzić energię do działania. Gdy spojrzałam na zdjęcia młodych Powstańców Warszawskich – ich determinację, wolę życia – poczułam, że nie można pozwolić, by strach przed śmiercią odbierał nam życie tu i teraz.
Ich daty śmierci były dla mnie lekcją – darem, by docenić życie, które mam, i ludzi, dzięki którym mogę je przeżywać.
Co zrobić, gdy ogarnia nas lęk przed śmiercią?
Zamiast go tłumić, warto się mu przyjrzeć. Czego nam ten lęk tak naprawdę nie mówi? Może o niezrealizowanych marzeniach? O braku bliskości? O tym, co jeszcze chcielibyśmy dać światu?
Lęk przed śmiercią nie musi nas paraliżować. Może stać się sygnałem, że warto żyć pełniej – bardziej świadomie, z większym zaangażowaniem i miłością.
Lęk przed śmiercią to część życia. Jak go przyjąć?
To naturalne, że boimy się śmierci. Prędzej czy później każdy z nas zmierzy się z tą świadomością. Ważne jest jednak to, co zrobimy z tym lękiem – czy pozwolimy mu rządzić naszym życiem, czy nauczymy się z nim żyć i przekształcimy go w coś twórczego?
Wdzięczność za życie, które trwa, może być najlepszym lekarstwem. Dopóki oddychamy, mamy szansę działać, kochać, tworzyć, spełniać marzenia. A świadomość, że nasz czas jest ograniczony, sprawia, że żyjemy pełniej.
Jak napisał Philip Pullman – „każdy z nas ma swoją śmierć tuż obok, towarzyszącą przez całe życie”. Możemy od niej uciekać – albo się z nią zaprzyjaźnić. Ja wybieram to drugie. A Ty?
